Toksyczna pozytywność: czyli „ciesz się, że w ogóle masz pracę”
Wielu ludziom od dzieciństwa powtarzano, że trzeba być wdzięcznym za to, co się ma. Że praca to przywilej, a nie coś, co ma przynosić radość. Zwłaszcza w czasach kryzysu, niepewności gospodarczej czy wysokiego bezrobocia. W takim myśleniu nie ma nic złego – dopóki nie prowadzi ono do tłumienia emocji, ignorowania granic i przekonania, że nie wolno narzekać, skoro w ogóle udało się znaleźć etat. Bo przecież są tacy, którzy nie mają nic. Z tego myślenia wyrasta zjawisko, które coraz częściej obserwuje się w miejscu pracy – toksyczna pozytywność.
To coś więcej niż sztuczny uśmiech przy ekspresie do kawy. To mechanizm psychologiczny, który sprawia, że bagatelizujemy własne zmęczenie, frustrację, stres czy brak motywacji, bo „inni mają gorzej” albo „nie wypada się skarżyć”. Tylko że taka postawa prędzej czy później prowadzi do wypalenia. W tym artykule przyjrzymy się, jak rozpoznać toksyczną pozytywność, co może oznaczać w praktyce i – co najważniejsze – jak nie dać się jej wciągnąć.
Czy można być zbyt wdzięcznym za pracę?
Wielu z nas było tam przynajmniej raz – w pracy, która nie przynosi radości, nie daje rozwoju, często jest przeciążająca albo zwyczajnie niesprawiedliwa. A jednak, mimo wszystkich tych czerwonych flag, powtarzamy sobie: „Ciesz się, że w ogóle masz robotę”. Tylko czy naprawdę powinniśmy?
Toksyczna pozytywność to zjawisko, które zyskało rozgłos przede wszystkim w kontekście zdrowia psychicznego i relacji międzyludzkich. Jednak coraz częściej mówi się o nim także w środowisku zawodowym. Chodzi o sytuację, gdy wymuszana lub przesadna pozytywność staje się mechanizmem wypierania realnych problemów. W pracy może to prowadzić do akceptacji złych warunków, ignorowania własnych potrzeb i przekonania, że „tak już musi być”.
W czasach niestabilności rynku pracy, wysokiej inflacji i stale rosnących kosztów życia, wdzięczność za zatrudnienie jest zrozumiała. Ale jeśli ta wdzięczność zamienia się w ciche przyzwolenie na złe traktowanie lub chroniczne przemęczenie, to już nie jest zdrowa postawa. To właśnie o tym opowiada ten tekst.

Toksyczna pozytywność – co to właściwie znaczy?
Termin „toksyczna pozytywność” może brzmieć jak oksymoron. Przecież pozytywne myślenie to coś, co zazwyczaj kojarzy się z równowagą psychiczną i optymizmem. Jednak problem pojawia się wtedy, gdy pozytywność staje się jedyną dopuszczalną emocją, a każda próba krytycznej oceny sytuacji – zarówno przez nas samych, jak i innych – traktowana jest jako niepotrzebne marudzenie.
W środowisku pracy przybiera to formy takie jak: „Przynajmniej masz stałą pensję”, „Zawsze możesz mieć gorzej”, „Każdy narzeka, a robota sama się nie zrobi”. Brzmi znajomo? Te zdania mogą brzmieć jak słowa otuchy, ale często są narzędziem uciszania realnych emocji i potrzeb. Co więcej – mogą utrwalać toksyczną kulturę pracy, w której nie ma miejsca na rozmowę o przeciążeniu, wypaleniu, nierównościach czy złym zarządzaniu.
Z badania przeprowadzonego przez Deloitte w 2023 roku wynika, że aż 77% pracowników doświadcza wypalenia zawodowego, a 42% deklaruje, że ich firma nie oferuje żadnego wsparcia psychologicznego. I to mimo iż firmy coraz częściej chwalą się hasłami o dbaniu o dobrostan pracownika. Pozytywność na pokaz bywa zasłoną dymną dla poważnych problemów strukturalnych.
Wdzięczność kontra wyzyskiwanie – gdzie przebiega granica?
Wdzięczność za pracę to coś zupełnie naturalnego, zwłaszcza w trudniejszych czasach. Problem pojawia się wtedy, gdy ta wdzięczność jest wykorzystywana przez pracodawcę lub samego pracownika jako powód, by nie domagać się lepszych warunków. Jeśli myśl o wzięciu dnia wolnego budzi w kimś poczucie winy, jeśli ktoś nie odważa się poprosić o podwyżkę mimo lat stażu, bo przecież „wciąż ma pracę”, to mamy do czynienia z czymś więcej niż lojalnością.
Ten mechanizm szczególnie dotyka kobiety – według danych GUS kobiety częściej pracują w zawodach niedoszacowanych pod względem płac, takich jak edukacja, opieka czy administracja publiczna. Często są też bardziej skłonne do „cieszenia się z tego, co mają” i nie upominają się o podwyżki czy awanse. I choć empatia, cierpliwość i pokora to piękne cechy, nie mogą one zastępować podstawowego szacunku do siebie.
Prawdziwa wdzięczność nie powinna zamykać ust ani przyklejać uśmiechu na twarz wtedy, gdy wewnątrz aż się gotuje. Praca może być źródłem satysfakcji, ale nie kosztem własnego zdrowia psychicznego czy godności. Jeśli codziennie zaciskasz zęby, byle tylko przetrwać dzień, to już nie wdzięczność – to przetrwanie.


„Ciesz się, że masz pracę” – czyli jak sami sobie robimy krzywdę
Jednym z najbardziej destrukcyjnych skutków toksycznej pozytywności w pracy jest wewnętrzne uciszanie. Zamiast powiedzieć: „To mnie przerasta”, „Nie daję już rady”, „Czuję się niedoceniany/a” – zakładamy maskę i udajemy, że wszystko jest okej. Wierzymy, że to my mamy problem, bo inni przecież też tak pracują i nie narzekają. Porównujemy się do tych, którzy mają jeszcze gorzej, co tylko pogłębia spiralę zaprzeczania.
Wielu pracowników boi się wyłamać z tej narracji. Boją się, że będą postrzegani jako słabi, roszczeniowi, leniwi. Tymczasem zdrowe środowisko pracy to nie to, gdzie nikt nie narzeka, tylko to, gdzie można mówić szczerze o trudnościach. Gdzie nie trzeba ukrywać zmęczenia, niepokoju czy frustracji, bo jest przestrzeń na ich nazwanie i przepracowanie.
Z psychologicznego punktu widzenia tłumienie emocji prowadzi do szeregu negatywnych skutków – od problemów ze snem, przez zaburzenia lękowe, aż po poważne epizody depresyjne. Długotrwałe wypieranie emocji pod pozorem „pozytywnego myślenia” może mieć równie destrukcyjny wpływ jak chroniczny stres. A przecież praca nie powinna niszczyć człowieka – nawet jeśli daje stały dochód.
Toksyczna pozytywność – jak jej uniknąć?
Rozpoznanie toksycznej pozytywności w swoim życiu zawodowym to pierwszy krok. Ale co dalej? Najważniejsze jest uświadomienie sobie, że negatywne emocje są równie ważne i potrzebne jak te pozytywne. Frustracja, złość, smutek – to sygnały, że coś wymaga zmiany. Nie trzeba od razu rzucać papierami, ale warto zastanowić się, co można poprawić.
Przede wszystkim: naucz się rozróżniać między wdzięcznością a rezygnacją. Wdzięczność mówi: „Doceniam to, co mam, ale mogę chcieć więcej”. Rezygnacja mówi: „To wszystko, na co zasługuję”. I właśnie ta druga postawa jest niebezpieczna.
Pomocne może być też prowadzenie swojego „emocjonalnego dziennika pracy” – zapisywanie codziennie przez 5 minut, co dziś poszło dobrze, co było trudne, co wywołało napięcie. Dzięki temu łatwiej wychwycić wzorce i zobaczyć, czy przeważa u ciebie realna satysfakcja, czy tylko przyzwyczajenie i automatyczne reagowanie.
Warto też szukać wsparcia – w rozmowie z bliskimi, w grupach pracowniczych, a czasem nawet u terapeuty. Jeśli czujesz, że twoja praca cię przygniata, a jednocześnie nie umiesz powiedzieć „dość”, to sygnał alarmowy. I nie, nie oznacza to, że jesteś niewdzięczny czy marudny – oznacza to, że jesteś człowiekiem.

Co można zmienić?
Nie każda zmiana musi oznaczać rewolucję. Czasem wystarczy zacząć od wyznaczania granic – nie odbierać maili po godzinach, nie brać nadgodzin „bo nikt inny nie może”, nie zgadzać się na wszystko tylko po to, by być lubianą. Takie decyzje są trudne, zwłaszcza w środowisku, które gloryfikuje poświęcenie i lojalność za wszelką cenę. Ale to właśnie granice sprawiają, że można dłużej i zdrowiej funkcjonować w pracy.
Innym krokiem może być otwarta rozmowa z przełożonym o tym, co cię obciąża. W firmach, które naprawdę dbają o pracowników, takie sygnały są traktowane poważnie. W tych mniej dojrzałych – przynajmniej pozwolą ci podjąć decyzję, czy chcesz nadal tam być.
Ważne jest też to, by nie idealizować pracoholizmu i nie traktować przemęczenia jako odznaki honorowej. Coraz więcej firm i instytucji zaczyna mówić o dobrostanie psychologicznym, a pracownicy mają coraz większą świadomość swoich praw. Warto z tej fali korzystać – nie tylko dla siebie, ale też dla innych, którzy może jeszcze nie mają odwagi powiedzieć głośno, że nie wszystko im odpowiada.
Toksyczna pozytywność w pracy to złożony temat, który wymaga uważności, odwagi i refleksji. Ale pierwszym krokiem zawsze jest jedno pytanie: Czy naprawdę jesteś szczęśliwy, czy tylko wmówiono ci, że powinienieś być?
Opublikuj komentarz